Po wymianie pickupów na Dimarzio D-Activator, przyszedł czas na wymianę mostka. Oryginalny się zużył. Od biedy mógłbym wymienić wózki, ale ramienia Floyda wymienić się nie dało, a tego nigdy nie dało się porządnie dokręcić, zawsze miał luzy, które przechodziły na przetwornik w postaci stuków-puków.
Początkowo chciałem kupić double locking koreańskiej firmy Sung Il, ale zostałem przekonany przez właściciela Guitarproject do mostka TRS-101.
Cholera wie, jak się tak na prawdę ma do mostków TRS montowanych w Ibanezach. Najbardziej przypomina Lo-TRS. Egzemplarz który do mnie dotarł raczej nie jest produktem japońskim. Coś mi się wydaje, że to mostek produkowany w Korei, na które to mostki tak nadają Ibanezowcy (na bloku nie ma oznakowania Takeuchi, Made In Japan), ale na forach Ibaneza psy wieszają na Lo-TRS2. Z kolei Lo-TRS2 ma inne mocowania wózków (jak w Corcie) i wajchę dokręcaną nakrętką (jak w Corcie). Sam już nie wiem.
Ale… co tam. Przyszła sobota, montujemy! I co? Dupa. Okazuje się, że TRS jest nieco dłuższy od starego mostka i trzeba frezować otwór w desce…
Stwierdziłem, że sam tego robił nie będę. Poszukałem lutnika i znalazłem kogoś, chętnego w niedzielę oglądnąć gitarę (update: lutnik ze Szczyglic k/Balic, strona już nie istnieje, ale lutnik chyba jeszcze funkcjonuje).
Gitara była gotowa na wtorek (dziś). Nie ma śladu na lakierze po frezarce. Bolce na których opiera się ostrze mostka zostały oryginalne. Koszt frezowania: 50zł. Lutnik skromny i sympatyczny. Pewnie nie raz jeszcze go odwiedzę.
Na plus: stabilna wajcha tremolo. Po wkręceniu (ramie gwintowane) nic się nie tłucze. Mostek wraca na swoje miejsce. Fajny sustain.
Na minus: gwinty mocujące wózki do przegwintowania, blok (taki kawałek metalu niby odpowiedzialny za sustain) wykonany z jakiegoś byle jakiego stopu w jasnym kolorze. Oryginalny wygląda dużo solidniej.
PS. Update – jest rok 2018 – gitara dalej świetnie się trzyma i zostanie już ze mną na zawsze.