Cholera, musimy w oczach naszej kochanej władzy, o której nie można nawet powiedzieć „Tola-ma-Donalda, Donald-ma-Tole” naprawdę być postrzegani jako bogacze. Po raz kolejny przekonuje sie, że kupując pewne rzeczy np. w UK (via Ebay) różnice cenowe na tych samych produktach (licząc z transportem do Polski) sięgają 30-40%.
Jak zwykle, próbuje jakoś to uzasadnić i mam dwie teorie:
1. Nasycenie rynku dobrami konsumpcyjnymi w krajach rozwiniętych jest tak duże, że klient nie musi, ale może kupić. U nas musi, bo np. pralka, wibrator, czy kosiarka po prostu się zepsuła po 15 latach wiernej psiej pracy.
2. Ci tam u korytka na górze uważają swoich wyborców za idiotów (bo i tak zagłosują, nie ważne ile zapłacą za pół litra).
Obie teorie wydają mi się dość prawdopodobne…