Tacierzyńskie reminiscencje…

Od września 2011 sporo wody w Wiśle upłynęło. Synek nauczył się mówić „dupa, zupa i kupa”, urodziła się Ania… a dziś pierwszy raz na spokojnie słucham sobie „nowej” płyty Dream Theater ;). Tak to już chyba będzie do niedoczekanej emerytury. Granie na gitarze pozostanie w sferze planów i powtarzania pięciu riffów i ośmiu akordów ad nauseam, rower kurzy się w szopie u teścia, perspektyw rozwoju zawodowo-osobistego brak. Pocieszające w tym wszystkim jest to, że dzieciaki dają mnóstwo szczęścia i frajdy na codzień (żona też dba o regularne dostawy atrakcji ;)) a siwienie zdecydowanie wygrywa u mnie z łysieniem, więc jest szansa na kręcenie młynków po 67 roku życia. Może przynajmniej z Kuby uda się zrobić porządnego metalowca, a może nawet zapiszemy go do szkoły muzycznej. Jest szansa, bo gość lubi „dży-dży” i ma nawet swoją małą gitarkę klawiszową.

Ale wracając do DT. Zabrałem się za pisanie tej notki z zamiarem wycofania się z poprzedniego wpisu na ten temat. No i cholera jasna nie mogę. Pomijam fakt, że jestem zafascynowany brzmieniem coponiektórych kawałków. W zasadzie w każdym znajdzie się jakiś riff, jakaś fajna perkusyjna zagrywka, jakiś zwariowany łamaniec klawiszowy, który może nawet bardzo się podobać, jednak gra Manginiego boli, a całość jest niespójna i męcząca. No i te pompatyczne wstawki rodem z filmów Rolanda Emmericha… Oby nowy album był dla nas, starych capów, bardziej strawny.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s