Dawno nic mnie tak nie rozwaliło (ale ostrzegam, nie dla osób nadmiernie wrażliwych). Płyta jest niezła, zważywszy na wiek i ostatnie wydarzenia w Slayerze.
PS. Pan „Maczeta” miażdży!
Dawno nic mnie tak nie rozwaliło (ale ostrzegam, nie dla osób nadmiernie wrażliwych). Płyta jest niezła, zważywszy na wiek i ostatnie wydarzenia w Slayerze.
PS. Pan „Maczeta” miażdży!
Zawsze lubiłem zamiłowanie do „odd time signatures” Mike’a Portnoya, ale w tym wykonaniu… respect!
Od września 2011 sporo wody w Wiśle upłynęło. Synek nauczył się mówić „dupa, zupa i kupa”, urodziła się Ania… a dziś pierwszy raz na spokojnie słucham sobie „nowej” płyty Dream Theater ;). Tak to już chyba będzie do niedoczekanej emerytury. Granie na gitarze pozostanie w sferze planów i powtarzania pięciu riffów i ośmiu akordów ad nauseam, rower kurzy się w szopie u teścia, perspektyw rozwoju zawodowo-osobistego brak. Pocieszające w tym wszystkim jest to, że dzieciaki dają mnóstwo szczęścia i frajdy na codzień (żona też dba o regularne dostawy atrakcji ;)) a siwienie zdecydowanie wygrywa u mnie z łysieniem, więc jest szansa na kręcenie młynków po 67 roku życia. Może przynajmniej z Kuby uda się zrobić porządnego metalowca, a może nawet zapiszemy go do szkoły muzycznej. Jest szansa, bo gość lubi „dży-dży” i ma nawet swoją małą gitarkę klawiszową.
Ale wracając do DT. Zabrałem się za pisanie tej notki z zamiarem wycofania się z poprzedniego wpisu na ten temat. No i cholera jasna nie mogę. Pomijam fakt, że jestem zafascynowany brzmieniem coponiektórych kawałków. W zasadzie w każdym znajdzie się jakiś riff, jakaś fajna perkusyjna zagrywka, jakiś zwariowany łamaniec klawiszowy, który może nawet bardzo się podobać, jednak gra Manginiego boli, a całość jest niespójna i męcząca. No i te pompatyczne wstawki rodem z filmów Rolanda Emmericha… Oby nowy album był dla nas, starych capów, bardziej strawny.
Kiedy byłem małym greblusikiem, hej, to też byłem murzynem i słuchałem death metalu (teraz jakby rzadziej). Jednym z bardziej fascynujących mnie bandów, był Cannibal Corpse (bardziej kochałem tylko Chucka Schuldinera, co zostało mi do dzisiaj, niestety Chucka już nie ma między nami).
Ale do czego zmierzam? Czasem trafiam w YT na coś lub kogoś, posiadającego znamiona geniuszu. Dziś trafiłem na:
AchoKarlos pięknie coveruje moje ulubione kawałki. Ach jak ja bym chciał kiedyś umieć zagrać chociaż mały fragmencik…
Jak ktoś słusznie zauważył w komentarzach, Karlos jest jak DavidMeShow, tylko z większym talentem.