Ostatnio padł mi laptok. Tzn dokładniej, żona „ściągnęła” go nieopatrznie ze stołu podczas odkurzania. Pojawił się badblock, który być może ma związek z nieudanym suspendem, ciężko to stwierdzić, ale już coś takiego widziałem…
Najprawdopodobniej jutro czeka mnie zabawa w rozmontowywanie R61i coby go trochę podratować, ale w międzyczasie przyszło mi do głowy zainstalowanie linuksa na pendrive. Takoż też zrobiłem za pomocą tego narzędzia:
Zanabyłem 4GB pendrive za jedyne 35zł i zainstalowałem Ubuntu 10.04 z opcją „persistance”. Muszę przyznać, że to bardzo wygodne. Mam pracowego laptoka (też Lenovo) na którym jest Vista. Używać się tego kompletnie nie da. Ubuntu działa rewelacyjnie, tak że nawet jak mi Debian zdechnie, albo mój prywatny laptok, jest to jakieś ratunkowe rozwiązanie, nie mówiąc już o tym, że można takiego pendrive’a wetknąć w jakikolwiek komputer z możliwością bootowania z dysku USB i jest duża szansa, że Ubuntu uruchomi się w takim stanie, w jakim go ostatnio zostawiłem, z wszystkimi moimi ustawieniami.
To jest jedna z zalet Linuksa. Takie rzeczy (to tylko w Erze) robi się łatwo.